„Woda pochodzi z żywego źródła i z niego wywodzą się także tryskające wody, które zmywają wszelki brud. Dzięki swej wilgoci daje ona życie każdemu poruszającemu się stworzeniu i jest także iskrą wszelkiej życiowej siły u stworzeń nieporuszających się. Woda płynie wskutek działania ciepła wilgotnego powietrza, a gdyby nie miała ciepła byłaby twarda z powodu zimna. (…) Za sprawą tych trzech sił: ciepła, wilgoci i powietrza, woda jest szybka, dlatego gdy osiągnie przewagę, nic nie może stawić jej oporu. Zawiera w sobie dużo sił, zaś człowiek, podobnie jak inne stworzenia, w żaden sposób nie mógłby bez niej istnieć.”
W takich i wielu innych słowach św. Hildegarda mówi o wodzie. Pomyślałam, że pisałam już o tylu produktach, a nie pisałam jeszcze o życiodajnej wodzie. Teraz możemy iść dalej i dopowiedzieć za św. Hildegardą, że nie tylko świat nie mógłby bez wody żyć, ale już nawet wiemy w ilu procentach składamy się z wody – my, nasze ciało, ciała innych stworzeń (roślin, zwierząt..). Skoro wchodzi ona w skład naszego ciała, jest niezbędna w różnych procesach życiowych – jakże ważna jest jej jakość. O zanieczyszczeniu różnych wód np. gruntowych rozpisywać się nie ma sensu, wszyscy mamy świadomość tej smutnej rzeczywistości. Jak więc sobie radzić obecnie?
Święta Hildegarda pisała o różnych rodzajach wód, o różnych rzekach nawet, które znała (Dunaj, Ren, Nahe..) – każda z nich miała inną specyfikę, inny rodzaj wód ze względu na inny nurt, koryto itd, więc różne skutki zdrowotne miało spożywanie ich wód, mycie się w nich, czy wreszcie spożywanie stworzeń w nich żyjących.. Nie mam dostępu do wszystkich tłumaczeń jej pism, więc skorzystam z cytatów i wiedzy, którą przytacza jej rodak – dr. Strehlow. Podaje on, że św. Hildegarda mówiła o 12 różnych jakościach wód i wielu niebezpiecznych źródłach, które mogą wpływać na tę jakość. Szczególnie zalecała do spożycia wodę studzienną:
„Woda ze studni, które są wykopane głęboko w ziemi, tak iż woda w nich stoi, jest lepsza i przyjemniejsza dla potraw…”
Mowa tu jednak o studniach głębokich, a w naszych czasach, przy zanieczyszczeniu gruntów pestycydami, muszą to być baaaardzo głębokie studnie, takie jakimi mogą poszczycić się np. Włosi.. Z mężem wiedzieliśmy, że za jego dzieciństwa, była u nich najlepsza woda w okolicy, więc wywierciliśmy studnię na jaką mogliśmy sobie na ten moment pozwolić, w końcu nikt wokół nas nie uprawia, nie używa pestycydów, a jednak okazało się na razie – za płytko.
Na szczęście przy tworzeniu ujęć tzw. wody oligoceńskiej ponoć wierci się rzeczywiście głęboko. Gdy mieszkałam w Warszawie taką wodę przywoziłam wózeczkiem do domu. Gotowałam, studziłam. Teraz mam wodę z wodociągu. Jest to jednak woda z bardzo dużą ilością kamienia. Przerażającą wręcz ilością. Widać to choćby po grzałce na wodę. Nie zainwestowaliśmy jeszcze w jakieś filtry, jonizatory wody itd. Zrobimy to możliwie szybko. Myślę, że choćby mały, zwykły filtr już wiele daje. Na razie po prostu gotuję wieczorem wodę w największym garze jaki mam i stoi sobie do rana – stygnie i ładnie na jej wierzchu układa się wytrącony w czasie gotowania kamień. Usuwam go z łatwością z powierzchni za pomocą kubka (mój ulubiony do tego kubek ma dodatkowo wygięty brzeg i świetnie zbiera kamień, który sam do niego wpada przy płytkim zanurzeniu samego brzegu kubka z jednaj strony). Ta „zabawa” trwa chwilę, a woda rzeczywiście ma inny wygląd, smak. Trochę kamienia zostaje też na ściankach i dnie garnka. Taką wystudzoną i „odkamienioną” wodę przelewam kubkiem do „rodzinnego dzbanka”.
Św. Hildegarda dobrze też pisała oczywiście o wodzie źródlanej, jako czystej, oczyszczanej przez ziemię, piasek i kamienie. Jak to przenieść do obecnej rzeczywistości ? Niedawno jeden z moich klientów, który mieszka na terenie pięknego Roztocza, opowiadał mi jak codziennie wybiera się po wodę do źródełka, które bije w puszczy, w rezerwacie. Większość z nas może pomarzyć… Ale przecież różne firmy zapewniają nas, że dostarczają nam właśnie taką źródlaną wodę z najróżniejszych czystych zakątków Polski i każda z tych wód jest najlepsza… Chyba nie tylko ja mam mieszane uczucia. Przede wszystkim przechowywanie tej wody w plastikowych butelkach, nieraz przez wiele tygodni ( i to w dodatku najczęściej w miękkim plastiku, w tym właśnie o którego szkodliwości tak wiele już wiadomo – niepłodność u mężczyzn itd. itp..) rodzi znaki zapytania o „zdrowotność” tej wody. Szczególnie w upalne dni patrzę jak całe zgrzewy stoją w jakiejś duchocie, czasem na słońcu nawet, bo nie ma innego miejsca w małym sklepiku.. Po drugie na szkoleniu o nadwrażliwościach pokarmowych wprost podawali nam, że np. ta konkretna woda zawiera pirosiarczyn sodu, czyli jednak jakoś „zapewniają jej” tak długą przydatność do spożycia.. A po trzecie wśród nich wiele wód mineralizowanych, ze zwiększona zawartością czegoś itd., wiele jest też po prostu gazowanych – czyli z dwutlenkiem węgla. I to jest zdrowe? No tak, nam „niedoborowcom” wydaje się często, że jeśli woda oprócz wody będzie miała coś jeszcze (jakiś cenny, czy wręcz niedoborowy w naszym organizmie pierwiastek), to przecież lepiej, zdrowiej.. A jednak w zwykłej książce od fizyki w szkole podstawowej, możemy przeczytać, że woda służy do nawodnienia nas. Ma nas jakby od środka „nawilżyć”. No tak! Woda ma nas po prostu nawodnić i wtedy już spełni w 100% swoją dobroczynną rolę. Ma nas nawdonić, a nie „nakarmić” , nie ma nas odżywiać, uzupełniać naszych braków, niedoborów. Woda to nie rosołek, czy inna zupka. Ma zapewnić komórkom nawodnienie. Gorzej, gdy tego nie robi. Myślę, że bardzo prosto i czytelnie wytłumaczył nam to właśnie dr Strehlow. Pisze on, w przytoczonym poniżej fragmencie, o filtrze ceramicznym. Dr. Strehlow pisał te słowa wiele lat temu. Nie jestem wybitną znawczynią współczesnej oferty różnych filtrów na rynku, ale generalnie chodzi o filtry zapewniające proces odwróconej osmozy, dzięki któremu otrzymujemy właśnie czystą wodę. (A o co chodzi z tą osmozą? Mam nadzieję, że nawet tym z nas, którzy nie czuli się orłami z fizyki uda się choć trochę odszukać w pamięci to jedno z podstawowych zjawisk fizycznych o którym nas uczono w szkole podstawowej, wynikające po prostu z różnicy stężeń). Oddaję więc już głos lekarzowi:
„Kto ma wątpliwości co do jakości wody, ten powinien używać ceramicznego filtru. Uzyskana dzięki niemu woda osmotyczna jest zachłannie pobierana przez komórki organizmu, ponieważ według zasady osmozy, woda w komórkach chce się rozcieńczyć. W ten sposób wszystkie komórki i błony śluzowe stają się „wilgotne”, a produkty przemiany materii mogą zostać wchłonięte i usunięte. Wody mineralne z wyższą koncentracją, niż woda w komórkach, której koncentracja wynosi ok. 0,94 g na litr, wysuszają komórki organizmu, ponieważ pobierają z nich wodę , by się rozcieńczyć według tej samej zasady osmozy. Wskutek tego komórki organizmu i błony śluzowe wysychają, zaś przemiana materii zamiera. Dlatego unikajcie wód mineralnych i wybierajcie lepiej wodę, która zawiera możliwie jak najmniej składników mineralnych. Dwutlenek węgla również nie ma czego szukać w wodzie, ponieważ wypiera tlen z krwi i w ten sposób „męczy” układ krążenia.”