Kategoria Pierwsza strona, Harmonia świata według św. Hildegardy - dr hab. Małgorzata Kowalewska

W dzisiejszej notce przedstawię Szanownym Państwu wybrane zalecenia Hildegardy pochodzące z jej Komentarza do Reguły świętego Benedykta (ogólne zasady znajdują się w poprzedniej notce). Oczywiście uwagi Hildegardy – jak i sama Reguła Benedykta – są adresowane do szczególnej grupy osób, czyli mnichów, ale pamiętając o tym i uwzględniając ten fakt możemy przecież wiele z zawartych tam zaleceń odnieść z wielkim pożytkiem do własnego życia.

Jako pierwsza pojawia się kwestia milczenia, którego zachowanie jest jednym z warunków życia w klasztorze. Reguła Benedykta mówi o „ważności milczenia” i „rzadkim pozwalaniu na rozmowy” (Reguła Benedykta 6, 3). Hildegarda wyjaśnia, że rozmowy są mnichom dozwolone o ile dotyczą codziennych zajęć albo wynikają z potrzeby uzyskania (udzielenia) rady albo ze względów pobożnościowych, albo jakieś wynikłej ad hoc konieczności. Taka wymiana słów ma być możliwie krótka i wstrzemięźliwa, należy przy tym unikać gwałtownej gestykulacji. Całkowite milczenie uważa Hildegarda za nieludzkie (inhumanum), dlatego docenia też rolę rozmowy „rekreacyjnej”, dozwolonej (w warunkach życia klasztornego) w określonej porze. Taka rozmowa też powinna dotyczyć spraw (po)ważnych, ale ma ona funkcję „prewencyjną”, ponieważ pozwala uniknąć zmęczenia nieumiarkowanym milczeniem i ułatwia powrót do „ciszy milczenia i opanowania”. Oczywiste jest, że w życiu świeckim nie możemy składać, jak czynią to zakonnicy, ślubów milczenia, zresztą nikt od nas tego nie wymaga. Jednak, w związku z tematem milczenia, pojawiają się pytania: czy umiemy docenić znaczenie chwil milczenia i ciszy?, czy umiemy dziś żyć w ciszy i choć ograniczonym do paru godzin milczeniu? czy to jest możliwe?, czy umiemy docenić rozmowę?, czy odróżniamy rozmowę od paplaniny? jaki wpływ na nasze życie mają potoki słów, płynące z ekranów, odbiorników? czy wśród naszych znajomych mamy osoby, które wciąż gadają przez komórkę (choć wiadomo już dziś, że trzymanie tych telefonów przy uchu ma coś wspólnego z pewnym rodzajem nowotworu mózgu?), niezależnie od tego, czy są na spacerze, na wakacjach, w tramwaju, i sięgają po komórkę natychmiast po wyjściu z basenu na pływalni? Albo osoby, którym wciąż towarzyszy włączony telewizor, co sprawia, że przez ich uszy stale płynie rzeka słów, często pozostawiających po sobie osad złego nastroju? Albo ci, których bawią występy tzw. artystów Stand up comedy? Wiem, że nie jesteśmy mnichami, ale może warto dla higieny ciała i ducha robić sobie od czasu do czasu dzień bez tego zalewu: bez telewizora, telefonu, paplaniny.., albo chociaż dwie godzinki dziennie… Może będąc w towarzystwie nie ulegać pokusie prowadzenia konwersacji, tylko pomilczeć? Pewnie zostaniemy uznani za źle wychowanych… Milczenie jest lekiem na pewną fatalną wadę jaką jest gadulstwo. Wada znana nie od dziś (starożytny rzymski filozof Plutarch w „Moraliach” przedstawił rady, jak się tej wady pozbyć, kiedyś chętnie je Państwu zaprezentuję).

Z tym tematem wiąże się kolejny, mianowicie temat modlitwy i służby Bożej. Zarówno jedno, jak drugie ma się odbywać w atmosferze szacunku i bez zniechęcenia. Dlatego właśnie Benedykt przytacza słowa Psalmów: „Służcie Panu z bojaźnią” (Ps. 2, 11) i „Śpiewajcie mądrze” (Ps. 46, 8). Hildegarda podkreśla wielką mądrość Benedykta, i sama dodaje, że czasem można służbę Bożą skrócić: „po to, by była dokonywana pilnie i w radości i bez zniechęcenia, ponieważ wiadomo, że jest krótka”. W zdaniu tym uderza mnie uwaga: „ponieważ wiadomo, że jest krótka”, to świadczy moim zdaniem o prawdziwym zrozumieniu dla natury ludzkiej – jesteśmy (nie licząc jakichś szczególnych osób) w stanie skupić się, i wysilić duchowo jedynie na pewien, krótki czas. Dlatego nie miejmy do siebie pretensji, i nie zniechęcajmy się, że nie potrafimy wytrwać na modłach całych godzin. Niech to będzie krótkie i niech będzie wiadome, gdzie jest granica naszego wysiłku. Same zaś modlitwy myślne, czy głośne – też powinny być krótkie: „wielomówstwo zaś podczas służby bożej należy mieć za nic, ponieważ – jak przyznał św. Benedykt – godzi się stać w obliczu Boga, tak jak przed królem i odzywać się z szacunkiem”. Krótka powinna być też wspólna modlitwa odmawiana w zakonach przed poszczególnymi godzinami kanonicznymi: „aby nie byli oni zmęczeni zbyt długa modlitwą, bo przez to staną się mniej dbali podczas śpiewania psalmów”. Myślę, że warto wziąć i w tych sprawach pod uwagę ten realizm Hildegardy. Przypomina mi się w tym miejscu pewna rada zawarta w napisanej w XIV wieku książeczce pt. „Obłok niewiedzy” (Nubes ignorantiae), która omawia problematykę życia duchowego a także modlitwy. Autor (autorstwo jest przypisywane kilku osobom, ale dziełko pozostaje anonimowe) wskazuje tam wręcz na niebezpieczeństwa wynikające z długich, wielosłownych modlitw, i doradza, aby ograniczyć się do modlitw – jednosylabowych. Wspomina o dwóch rodzajach modlitw: chwalące Boga i przepraszające Go. W przypadku tych pierwszych zamiast wylewać potoki słów i się nimi upajać (albo sobą, że się tak wspaniale umiemy modlić) radzi mówić jednosylabowe słowo, które zawiera w sobie całą pełnię (może być to słowo wzięte z Nowego Testamentu, lub po prostu słowo Bóg). W przypadku modlitwy drugiego rodzaju radzi (zamiast przypominać sobie swoje grzechy, co może prowadzić do pojawienia się obrazów w umyśle, będących grzechów tych wspomnieniem, a to niedobrze) powtarzać jednosylabowe słowo grzech. Jest tu jednak pewien „haczyk” – dziełko, o którym mówię zostało napisane w języku angielskim, w którym oba te słowa jednosylabowe (God i sin). Jest też tak w języku polskim. Ale nie w łacinie, którą posługiwała się Hildegarda. Może z tego właśnie powodu nie wpadła na taki pomysł.

Ostatnie Wpisy

Zostaw komentarz