Brrr. Dużych mrozów jeszcze nie ma, ale nawet mały mrozek + wiatr daje uczucie sporego zimna. W każdym razie przyszedł czas, by wyeksponować energetyczną rolę jedzenia. Nie wychładzajmy więc organizmu np. sokami czy jedzeniem wyjętym prosto z lodówki. Teraz szczególną rolę będą odgrywały gotowane posiłki. Pamiętajmy, że nie musimy wymyślać nie wiadomo czego – orkisz św. Hildegardy, to wspaniały rozgrzewający pokarm.
Dlatego dzień zaczniemy od porannej orkiszanki (habermusu), jedzmy orkiszowy chleb na orkiszowym zakwasie, pijmy kawę…orkiszową, do obiadu użyjmy orkisz w takiej postaci w jakiej lubimy, a na pewno poczujemy jak się rozchodzi w nas przyjemne ciepełko i nie będziemy przemykać się po tym świecie przemarznięci 🙂
Tu przypomnę, że polecam jedynie PRAWDZIWE pieczywo orkiszowe, czyli takie upieczone przez siebie (z niemodyfikowanej, czystej mąki orkiszowej, na orkiszowym zakwasie) albo z piekarni Przystanek Piekarnia, która piecze takie pieczywo, można też skorzystać z wypieków pana Piwońskiego (ma jednak malutko punktów w których można kupić chleb orkiszowy z mąki z Orvity – trzeba o to dopytać).
Wśród rozgrzewających posiłków szczególne miejsce zajmują zupy, jako posiłek gotowany, płynny, który szybciutko i dogłębnie dociera do naszych „zakątków” ze swoim dobroczynnym ciepełkiem. Kto więc nie jest za bardzo „zupiarzem”, może spróbuje się z zupami przeprosić, przynajmniej na czas tych zimnych miesięcy.. Zupy potrafią być przawdziwą ozdobą stołu i smakołykiem. Warzywa, orkisz i odpowiednie przyprawy, to bardzo smaczna kompozycja. Ci, którzy czują się szczególnymi zmarźluchami, mogą w tym czasie używać więcej przypraw rozgrzewających. Gdy przyjdą bardzo zimne dni nie powinni też jeść zbyt dużo surowych owoców, albo np. połączyć zjedzenie jabłka z wypiciem ciepłej herbatki koperkowej, czy malinowej… Niemniej mogą zastąpić to, chociaż czasami, zjedzeniem choć minutę podduszanego jabłka i posypanego cynamonem. Takim zmarźluszkom na pewno posłuży bertram czy galgant – w orkiszance, zupie czy na pieczonym jabłku, gruszce.
No właśnie – galgant… wkraczamy nim w przyprawy imbirowate, więc szczególnie rozgrzewające. I tu warto dodać, że św. Hildegarda widzi galgant jako codzienną naszą przyprawę (oczywiście nie mówię o osobach „przegrzanych”, z nadciśnieniem), czego nie mówiła już o imbirze. Skoro zachęcam w tym artykule do rozgrzewania się, a imbir jakoś w szczególności kojarzy się z tym efektem oraz świątecznym stołem, pomyślałam, że warto jeszcze raz spojrzeć na tą praktykę kulinarną okiem św. Hildegardy (kiedyś już o tym pisałam).
„Imbir jest gorący i rozpływający się, to znaczy rozpuszczalny. Spożywanie go szkodzi zdrowemu i otyłemu człowiekowi, ponieważ sprawia, że ów staje się bezmyślny, nieopanowany, gwałtowny i lubieżny. Imbir zawiera bowiem niespodziewany żar, który osłabia ludzkie zmysły i pobudza narządy płciowe.”
Pewnie byśmy się nie spodziewali takiej cenzurki dla tej świątecznej, rozgrzewającej przyprawy. Pamiętam, że św. Hildegarda gdzie indziej użyła sformułowania, że imbir pobudza w nas to co „zwierzęce”, a wysuszonemu człowiekowi czasami to właśnie jest potrzebne (przez pewien czas), gdyż dalej możemy przeczytać:
„Kto ma suchość w ciele i prawie już umiera, ten powinien rozdrobnić imbir, zaś otrzymany proszek spożywać w umiarkowanych ilościach w porannej zupie, a także po troszku z dodatkiem chleba między posiłkami, a poczuje się lepiej, bowiem nagły żar [imbiru], jaki u osób osłabionych podnosi się w posiłku, w zupie i w chlebie, krzepi suche członki człowieka. Jednak gdy tylko poczuje się on lepiej, absolutnie nie powinien go już więcej jeść, aby nie ponieść przez to szkody.”
Dalej pisze św. Hildegarda o leczniczych sposobach wykorzystania tej przyprawy, np. o dość złożonym przepisie na użycie imbiru jako dobrego środka przeczyszczającego itd. Jednak widać, że przyprawy tej należy używać w sposób świadomy.
Jeśli więc chcemy po prostu się rozgrzać – w to miejsce pokochajmy galgant, a przy okazji poprawi nam też trawienie, wzmocni serce. Zresztą jest więcej ziół o których pisała nasza święta, a które działają rozgrzewająco: właśnie cynamon (wręcz gorący), gałka (z nią jednak nie przesadzajmy ze względu na właściwości halucynogenne, przy spożyciu w dużych ilościach, poza tym – przyprawa bardzo ceniona przez świętą), goździki, kolendra i inne. Nie czas to na wiosenną, młodziutką pokrzywę, ale jeśli w zimę porobiliśmy zapasy, lub mamy sprawdzonego producenta czystych ziół – możemy przypomnieć sobie smak innych pór roku – rozgrzewającą herbatką z pokrzywy, krwawnika czy malin. W kuchni są też produkty ogólnie poprawiające trawienie, które w małych ilościach zalecała, a które przecież także rozgrzewają – ocet winny (ewent. jabłkowy), wino.
Oczywiście kuchnia zimowa (jeśli nie jest to kuchnia wegetarian) zawiera w sobie też inny wysokoenergetyczny produkt – mięso. Nigdy nie pisałam o mięsie, więc postanowiłam poświęcić mu kolejny, przedświąteczny artykuł.
A wszystkim Andrzejom – wszystkiego najlepszego !! 🙂